Może nie tyle, co historia o współlokatorach z akademika, ale o sąsiadach, z którymi dzielę "łącznik", czyli mały korytarzyk z ubikacją i prysznicem. Łącznie są 4 pokoje do jednej łazienki i każdy ma 1 tydzień w miesiącu na sprzątnięcie. Taka niepisana reguła w akademiku, dodatkowo o fakcie przypomina kartka wywieszona na drzwiach. Oni mieszkają po jednej stronie + inny pokój z sąsiadami (których już nie ma), ja po drugiej wraz z innym pokojem. Zaczęło się naprawdę niedawno, bo dopiero co tu zamieszkali, ale już zdążyli zasłużyć sobie na miano chujowych. Któregoś wieczoru ktoś bardzo głośno gadał- tak głośno, że przechodziło to przez jego drzwi od pokoju, jego drzwi od łącznika i parę takich samych moich drzwi. Normalna sprawa, rzadko się zdarzała, najczęściej tylko w trakcie imprez. Słyszę kobiecy głos, który krzyczy do "Misia", a właściwie piszczy. No ok, to nie koniec świata. Podeszłam zapukać i się przywitać, ale nie otworzono mi drzwi. Przez kilka kolejnych
Blog o przygodach ze współlokatorami.