Może nie tyle, co historia o współlokatorach z akademika, ale o sąsiadach, z którymi dzielę "łącznik", czyli mały korytarzyk z ubikacją i prysznicem. Łącznie są 4 pokoje do jednej łazienki i każdy ma 1 tydzień w miesiącu na sprzątnięcie. Taka niepisana reguła w akademiku, dodatkowo o fakcie przypomina kartka wywieszona na drzwiach. Oni mieszkają po jednej stronie + inny pokój z sąsiadami (których już nie ma), ja po drugiej wraz z innym pokojem.
Zaczęło się naprawdę niedawno, bo dopiero co tu zamieszkali, ale już zdążyli zasłużyć sobie na miano chujowych. Któregoś wieczoru ktoś bardzo głośno gadał- tak głośno, że przechodziło to przez jego drzwi od pokoju, jego drzwi od łącznika i parę takich samych moich drzwi. Normalna sprawa, rzadko się zdarzała, najczęściej tylko w trakcie imprez. Słyszę kobiecy głos, który krzyczy do "Misia", a właściwie piszczy. No ok, to nie koniec świata. Podeszłam zapukać i się przywitać, ale nie otworzono mi drzwi. Przez kilka kolejnych dni sytuacja się powtarzała, a moje zaciekawienie wzrosło, gdy w brodziku zauważyłam pozostałości proszku do prania. No nic. może sobie uroiłam.
Pierwsze apogeum naszło w nocy z niedzielę na poniedziałek, o godzinie 3 w nocy sąsiedzka para urządziła sobie pogadankę pod prysznicem. I pranie. Wszystko niesie się jak cholera. Po pól godzinie nie wytrzymałam i delikatnie otwierając drzwi miałam zamiar poprosić o bycie ciszej, bo chcę spać. Co ukazuje się moim oczom- naga, dojrzała kobieta stojąca nago pod prysznicem, w brodziku mokre ciuchy, zasłonka w ogóle nie wykorzystana, a obok facet w jej wieku , który dyskutuje z ukochaną- na szczęście- nie pod prysznicem i w ciuchach. Laska widząc mnie nawet się nie zasłoniła. Poprosiłam najgrzeczniej jak się da. Ok, to my już będziemy cichutko. Myślałam, że problem zostanie rozwiązany. No ale nie.
Parę dni później o podobnej godzinie budzi mnie (prócz odgłosów mycia się i prania) pisk kobiety, że że ludzie(ja i sąsiad zza ściany) wstydu nie mają i jak tak można. Co można? Zostawić szampon w koszyczku pod prysznicem.... Przez cały rok nikomu to nie przeszkadzało, a mieszkaliśmy łącznie w 8 osób, każdy stawiał tam coś swojego i było git. Myślę, że raczej szampon będzie dalej stać gdzie jego miejsce. I stał. Ale tylko jego butelka, bo zawartość była podmieniona na coś mniej gęściejszego, co, całe szczęście, zwróciło moją uwagę tuż przed otwarciem otworzeniem transparentnej butelki.... Domysły pozostawiam Wam.
Mój wkurw narastał, wraz z regularnie zabrudzanym łącznikiem, którego w ogóle nie sprzątali, jedynie komentowali wieczorami syf. Każde pukanie kończyło się grobową ciszą, a na otwarcie drzwi w nocy zabrakło już mi odwagi. Zostawiłam im kartkę- taką ogólnie napisaną, starałam zrobić się to najsympatyczniej jak się da- że zaczęły się wakacje, ale my jesteśmy czyściochy i nie bierzemy wolnego od sprzątania . I że zaczął się czas studenckich praktyk, które trwają od 7 rano i super byłoby się wyspać. Wywiesiłam ją z samego rana i wiecie, gdzie była po moim powrocie po całym dniu? Pod prysznicem. Złożona i włożona w kratkę. Tu muszę dodać, że regularnie zapycha nam się brodzik od jakiegoś czasu....
Poprosiłam o pomoc w interwencji sąsiada. Otwierając w nocy drzwi (powtórzy się sytuacja z praniem i gadaniem) usłyszał że jest zboczeńcem, chujem i podgląda obcą kobietę. No tak, bo nie ma prawa w nocy nikt iść do kibla, a zasłonkę ukradli.... I usłyszał, że będą gadać ile będą chcieli. Niedługo potem do nocnych dźwięków doszedł jeszcze jeden- po prysznicu i po praniu. Z pokoju. Trwał na szczęście krótko i jęki kobiety przerwało jej zdziwione "już?".
Parę dni był spokój, absolutny. Trwał do dziś. O 5 rano budzi mnie znów prysznic, znów pranie i, uwaga uwaga- charkanie. Zastanawiam się kto teraz wymyje ten brodzik, jak jest kolej pustego już pokoju. Ja już nie mam odwagi tam wchodzić.
Macie jakieś pomysły co zrobić? Sąsiad proponuje instrukcję obrazkową, że prysznic to nie pralka, ale kartka pewnie znajdzie się wiecie gdzie...
Nadesłano na Ch*jowi Współlokatorzy
Komentarze
Prześlij komentarz