Ze względu na pandemie musiałam wrócić do Krakowa i wynająć na szybko jakieś mieszkanie. Wiadomo rząd mówi, że koniec z koronawirusem to wszystkie firmy hulaj dusza koniec pracy zdalnej. Tak też było u mnie.
Nowe mieszkanie
Wynajęłam super mieszkanko. Czyste, świetna okolica, ogromny pokój, dwie łazienki. W momencie gdy przywoziłam swoje rzeczy od tygodnia mieszkało tam dwóch facetów. Różnica między tym jak oglądałam mieszkanie a co tam finalnie zastałam była ogromna i tutaj już zaświeciła się lampka.
W mieszkaniu syf, na podłodze z 2cm brudu, kurzu i nie wiadomo czego jeszcze. W łazience stoi zakiśnięte pranie. Na meblach kurz zmieszany z czymś co się zaczynało kleić.
Stwierdziłam niech stracę, posprzątam, bo aż się chce rzygać.
Wysprzątałam mieszkanie na błysk. W końcu pachniało i przede wszystkim było czysto. Zakupiłam oczywiście wszystkie środki do czyszczenia.
Ku mojemu zdziwieniu do domu wszedł obecny lokator. Cześć cześć klasyczna gadka. W tym czasie ta osoba poinformowała mnie, że jej to ciągle nie ma w mieszkaniu i syf podobno został po poprzednich lokatorach.
Średnio mi się to zgadzało patrząc na to ze oglądałam to mieszkanie jak Ci ludzie się wyprowadzili, ale mniejsza z tym.
Jakiś czas później poznałam drugiego lokatora.
Jak to jest ze sprzątaniem?
Ogólnie w mieszkaniu jedyną osobą, która sprzątała i wyrzucała śmieci byłam ja.
Moi lokatorzy po jajecznicy potrafili nie umyć patelni przez 2 tygodnie.
Ogólnie syf, brakowało żeby tylko nasr*ć na środku jak to mówią mamy. Po 2 tygodniach stwierdziłam, że przestaje korzystać z kuchni bo po prostu się brzydziłam czegokolwiek dotknąć. Tu zaczęły się już poważne tematy.
W zlewie naczynia zaczęły tworzyć nowe życie. Śmieci wytworzyły nowa cywilizacje dodatkowo rozumną. Syf na podłodze taki, że przechodząc w skarpetkach można uzbierać podeszwę. Ja sprzątałam u siebie w pokoju u łazience, żeby jakoś funkcjonować.
Hitem było przygotowanie jakiejś dziwnej czarnej papki zostawienie tego na patelni w 40 stopniowym upale i dopisanie kartki „Zjedz mnie”.
Człowiek patrząc na to zastanawiał się czy to węgiel czy nie powiem co.
Najważniejsza impreza
Hitem była imprezka, która owi współlokatorzy sobie urządzili w środku tygodnia.
Darcie, fajki palone przez okno obok mojego i muzyka na full do 5 rano, gdzie ja o 6 musiałam wstać. Jednak nie to było najgorsze. Był to okres kiedy sprzątałam jeszcze cały dom. Tak więc umyłam podłogę, szafki i wszystkie zakamarki.
Wstaje rano po zakrapianej nocy przez chłopaków, a w mieszkaniu jakby przeszedł huragan. Podłoga w mieszkaniu i na klatce zalana piwem do takiego stopnia, że można się przykleić. Syf na blacie, oczywiście naniesione jak do stodoły. Po napisaniu kartki, że miło by było jakby ktoś posprzątał po tej imprezie trzeba było czekać 2/3 dni.
W końcu właścicielka przyszła oglądać mieszkanie, pomimo moich uprzedzeń odnośnie stanu rzeczy w kuchni nie przejęła się tym dopóki nie zobaczyła tego na własne oczy.
Dwie lub trzy osoby w między czasie wprowadziły się do tego mieszkania i wyprowadziły bardzo szybko. Wcale się nie dziwie, bo kto by wytrzymał z takimi brudasami.
Dodam jeszcze, że przy wprowadzaniu się kupiłam 24 rolki papieru i był to jedyny papier jaki został zakupiony w mieszkaniu. Później jak się skończył to nie wiem czym oni się podbierali.
Taka piękna przygoda ciągnęła się przez 2 miesiące.
Nadesłane na https://www.facebook.com/ch.wspollokatorzy/
Świetnie jest ten artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuńdobrze, że te czasy już dawno za mną
OdpowiedzUsuńAle że papier aby pisać to wszystko mieli. Chociaż dwie wiadomości to nie za dużo to i tak się dziwię.🤣
OdpowiedzUsuń