Postanowiłam opisać cudowną historię za czasów moich studiów.
Gdzieś około października ja i pozostała trójka współlokatorów dostaliśmy smsa od właściciela mieszkania "Wprowadzi się do was niedługo A". Jeden ze współlokatorów powiedział, że zna A. i jest spoko - błąd, nie mów tak nigdy, jeśli wcześniej z danym osobnikiem nie mieszkałeś. Wszyscy uradowani, że trafiła się normalna osoba, czekamy na przybycie.
Nikt się jednak nie spodziewał, że wraz z A. do mieszkania wjedzie włosowe tornado, imprezy bez zapowiedzi i kłamstwo z awanturami. Nasza nowa koleżanka postanowiła głośno opić swoje wprowadzenie się, jeden raz, drugi. W trakcie imprezy parę osób miało dużo nauki, a następnego dnia kolosy, więc w trakcie imprez (około 1-2 w nocy) została poproszona o uciszenie się, co nie skutkowało.
Jej stałym kursem był jedynie korytarz, a jedynym dowodem na to, że nadal z nami mieszka były wszechobecne kłębki włosów, pralka, podłoga, prysznic, zlew, kibel, można było też znaleźć jej włosy w bucie, swojej pościeli, kosmetyczce, na ubraniach.
Miała słabość do facetów z RASMUSa, co od czasu do czasu było słychać z jej pokoju. Zdarzało się, że panowie Hiszpanie przychodzili do mieszkania pod jej nieobecność i czekali pod zamkniętymi drzwiami przez ponad godzinę, bo pannica się spóźniała. Obce osoby w mieszkaniu zawsze spoko.
Starała się nie trafiać na resztę domowników, dlatego napisałam upomnienie i prośbę dotyczącą organizowania imprez (fajnie by było chociaż zapytać czy może zrobić głośną bibę w ciągu tygodnia i sprowadzać ch*j wie kogo).
Wyjechałam do rodzinnego domu na jakieś 2 tygodnie, po powrocie zastaję bojowo nastawioną A. która zaczyna sypać obelgami i groźbami, że wezwie właściciela jeśli się nie uspokoję. Nie do końca załapałam o co chodzi, dowiedziałam się dopiero po czasie - jako jedyna podpisałam się pod karteczką z uwagą do danego osobnika, reszta współlokatorów również nie mogła jej złapać i pisała kartki z uwagami do pannicy, nie podpisując ich, dlatego dziewczyna stwierdziła, iż to ja ją tak nękam.
Niedługo po tym zastałam właściciela i pannę A. wyżalającą się, że jestem psychopatką, grożę jej wyrzuceniem i nie daję żyć. Okazało się, że zaczęła kolekcjonować wszystkie te kolorowe karteczki z uwagami dot. jej osoby i pokazała je właścicielowi. Lekko się zawstydziła, gdy została uświadomiona, iż wszyscy mają jej dość, a nie tylko ja.
Do dziś wspominamy z resztą współlokatorów jeden świetny moment: na owym spotkaniu z właścicielem została poruszona kwestia otwartości panny A. na nowe znajomości z facetami, zwłaszcza te głośne i posuwiste. Jej tekst? "Chodzi ci o mojego nauczyciela hiszpańskiego?" W podpisanej przez nas umowie był punkt z zakazem sprowadzania obcych osób i normalnie nikt by się nie dowalił, jednak gdy zaczynają chodzić po mieszkaniu obcy faceci, nie mogący wytłumaczyć po co tu są i na co czekają, to coś jest nie halo.
Koleżanka do dziś pewnie nie zrozumiała, że to ona była problemem, a nie pozostali współlokatorzy. Wyprowadziła się po 2-3 miesiącach.
Nadesłane na: https://www.facebook.com/ch.wspollokatorzy/
Komentarze
Prześlij komentarz