Przejdź do głównej zawartości

Nietypowa sytuacja mieszkaniowa.

Mieliście takiego współlokatora, który pomimo najpierw próśb, potem upomnień i chamskich sugestii nie stosuje się do wspólnych warunków?
Historia jest trochę skomplikowana. U moich rodziców, z którymi ciągle mieszkam, pokój wynajmuje - uwaga - była dziewczyna mojego brata z ich 1,5-rocznym dzieckiem. Rozeszli się, brat się wyprowadził, a wrzód został.

Ogólnie jest tak, że za spory, umeblowany pokój z wielkim telewizorem, z jedzeniem, z prądem, ze środkami higieny i innymi przyjemnościami płaci jakieś 800. Za siebie i dziecko. 
Dodajmy, że ma jeszcze kota, którego głównie moi rodzice utrzymują.

To co teraz opiszę będzie się wielu z wam wydawać błahe, ale gdybyście żyli z tym na co dzień, zrozumielibyście o czym mówię. Zaczyna się od drobnych kwestii, typu nie ściąganie butów w miejscu do tego wyznaczonym. Wszyscy mogą, ona nie. Nie pomogło przestawianie butów, dobrze widoczna kartka ze strzałką. Pytacie, w czym problem? W tym, że wnosi piasek do mieszkania, a sprzątać nie lubi. Bardzo. Do tego stopnia, że można ją 3 dni upominać, że ma coś do zrobienia, jak wszyscy, żeby nie było. Najczęściej kończy się tak, że moja mama nie chcąc mieć syfu sprząta za nią. Zostawia brudne naczynia w zlewie licząc, że ktoś je za nią zmyje, co często niestety jest prawdą, ale sama żeby chociaż raz umyła czyiś kubek? Możecie zapomnieć.

W pralce pierze po dosłownie kilka rzeczy, a robi to niemal codziennie. Rachunek za prąd przyszedł o ponad 200 złotych wyższy niż normalnie. Używa naszych proszków i płynów mając na półce swoje własne.

Kończąc pracę wcześnie i będąc w domu już o 14 (dziecko w żłobku), nie pyta nawet, czy przy obiedzie potrzebna jest jakaś pomoc. Nie interesuje się tym, że podstawowe zakupy typu chleb nie są zrobione. Dla porównania, moi rodzice wracają z pracy ok 17-18, ja podobnie z uczelni, czasem nawet później. (dziecko jada dobre obiady tylko dlatego, że ja i mama wieczorami gotujemy na następny dzień xD)
Mimo wielokrotnych próśb, wstawia swoje rzeczy na środek wspólnej "garderoby" blokując wejście i przejście do którejkolwiek szafki.

Liczy na to, że wysterylizujemy jej kotkę za nasze pieniądze. Jest tak skąpa, że nawet nie może jej kupić tabletek hamujących ruję (które kosztują chyba 10-15 złotych za 2 miesiące, o ile się nie mylę). Często kupują je moi rodzice.
Odzywa się rzadko, jeśli już to strasznie chamsko. Dodatkowo przez telefon często opowiada, jak jej tu źle, bo "ona tu tylko gotuje i sprząta" (?!?).

Ale czarę goryczy dzisiaj przelał fakt, że zamiast kupić kotu plastikową miskę na wodę, co kosztuje jakieś 3 złote, poi kota z mojego kubka, który dostałam na urodziny. Jak go wyniosłam od niej z pokoju i wstawiłam do kuchni, to został w niej może z 15 minut, dopóki nie wróciła do domu.

Sytuacja ciągnie się łącznie jakieś 3-4 lata. Nic nie pomaga.
Doceniajcie swoich nie-chujowych współlokatorów.

P.S. Agata, mam nadzieję że to czytasz

Komentarze

  1. Masz szczęście, ja proszę współlokatorkę od pół roku o to, aby posprzatala chociaż raz (ani razu przez pół roku!) i nie używała moich naczyń (które stoją potem tydzień w jej pokoju). A, no i żeby zmywała, a nie zostawiala przypalone brudne gary w zlewie i wyjeżdżała sobie na pięć dni.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

10 najbardziej wkurzających zachowań współlokatorów.

Po całej tej masie wiadomości o Waszych współlokatorach jakie do nas nadesłaliście, wytypowaliśmy najbardziej wkurzające zachowania, Waszych współlokatorów. 1. Podłoga się klei, a pleśń w talerzach rośnie. Trzeba przyznać, że współlokator to nie perfekcyjna pani domu, ale jednak posprzątać po sobie by mógł. Ile razy już wymigał się ze swojej kolejki sprzątania? 5 upomnień żeby pozmywał to nadal mało? Karteczki nie skutkują, a my niestety nie znaleźliśmy na to jeszcze rozwiązania. 2. Łazienka to nie pokój, zwolnij ją czasem. Rano jest najgorzej, kiedy musisz godzinę czekać na łazienkę. Nawet upominanie się o jej zwolnienie nie zawsze działa. Próbowałeś wstawać pół godziny wcześniej? No tak, wtedy też już jest zajęta. Pozostaje Ci tylko czekać. 3. Ktoś zjadł moją owsiankę, czyli kradzież jedzenia. Kupiłeś sobie jogurt i czekasz na odpowiedni moment żeby go zjeść? Już za późno, Twój współlokator wziął go pierwszy. Na pytanie "Dlaczego?" odpowie Ci, że odkupi, a

Czas pandemii ze współlokatorami

Ze względu na pandemie musiałam wrócić do Krakowa i wynająć na szybko jakieś mieszkanie. Wiadomo rząd mówi, że koniec z koronawirusem to wszystkie firmy hulaj dusza koniec pracy zdalnej. Tak też było u mnie. Nowe mieszkanie  Wynajęłam super mieszkanko. Czyste, świetna okolica, ogromny pokój, dwie łazienki. W momencie gdy przywoziłam swoje rzeczy od tygodnia mieszkało tam dwóch facetów. Różnica między tym jak oglądałam mieszkanie a co tam finalnie zastałam była ogromna i tutaj już zaświeciła się lampka. W mieszkaniu syf, na podłodze z 2cm brudu, kurzu i nie wiadomo czego jeszcze. W łazience stoi zakiśnięte pranie. Na meblach kurz zmieszany z czymś co się zaczynało kleić. Stwierdziłam niech stracę, posprzątam, bo aż się chce rzygać. Wysprzątałam mieszkanie na błysk. W końcu pachniało i przede wszystkim było czysto. Zakupiłam oczywiście wszystkie środki do czyszczenia. Ku mojemu zdziwieniu do domu wszedł obecny lokator. Cześć cześć klasyczna gadka. W tym czasie ta osoba poinformowała mnie

Właścicielka mieszkania - Grażyna

Czytając sobie niektóre posty uznałam, że również chciałabym podzielić się moją historią. Miała ona miejsce rok temu, kiedy zaczynałam studia.  Zawsze wynajmowałam mieszkanie, bądź pokój z moim chłopakiem, jednak ówczesna sytuacja zmusiła mnie do szukania sobie pojedynczego pokoju i wiadomo jak to jest we wrześniu, takie w przyzwoitych cenach schodzą jak ciepłe bułeczki, także mając na uwadze ograniczony czas moich poszukiwań, dałam się złapać na piekło, które trwało jakieś pół roku, sama nie wiem jakim cudem wytrzymałam w tym miejscu TAKI KAWAŁ CZASU.  A więc jak już można się domyślić, nie traciłam czasu i wynajęłam pokój w pierwszym lepszym mieszkaniu, z właścicielką. Samotną cukrzyczką, bliżej 60-ki, ale jaką miłą! Już w dzień podpisania umowy poczęstowała mnie pierogami.  Piekiełko zaczęło się jednak dzień po wprowadzeniu się tam. Grażyna (tak ja nazwijmy). W noc kiedy miałam integrację z nowymi znajomymi, wróciłam o godzinie 1:30, nie pamiętam zresztą dokładnie. Cichut