Przejdź do głównej zawartości

Współlokator Amerykanin.

Czytanie o cudzych chujowych lokatorach zawsze mocno poprawiało mi humor kiedy kolejny dzień z rzędu trzeba było wytrzymać z własnym, więc kiedy już przeszedłem przez ten koszmar postanowiłem podzielić się swoimi doświadczeniami. Może komuś poprawi nastrój.

Od kilku lat studiuję za granicą, jakoś tak wyszło że zainteresowały mnie języki azjatyckie i ostatecznie wylądowałem na studiach magisterskich w ChRLu. Dla większości osób to może dość abstrakcyjne i zabrzmię jak rasista, ale wiedząc, że pokój w akademiku będę musiał z kimś dzielić modliłem się, żeby dostać współlokatora z zachodniego kręgu kulturowego. Nawet lubię Azjatów, Chińczycy są w porządku ale raz na jakiś czas fajnie pogadać z kimś, kto kojarzy zachodnie zespoły, pisarzy, filmy itp. Zwyczajnie łatwiej się dogadać i na długą metę jest więcej tematów do rozmowy a już zdarzyło mi się mieszkać ze współlokatorem z Kazachstanu, który nie znał żadnego języka poza rosyjskim i po kilku miesiącach trudnych prób komunikacji obaj się poddaliśmy i pokój wypełniła niezręczna cisza dopóki nie wyprowadził się do innego Kazacha.

Wracając do mojego nieszczęsnego dzielonego pokoju w trakcie magisterki. Jakaż była moja radość, kiedy okazało się że tym razem będzie się dało ze współlokatorem przynajmniej porozmawiać bo wprowadza się Amerykanin. Stwierdziłem - świetnie jaki by nie był na pewno będzie lepszy od milczącego Kazacha palącego w pokoju szluga za szlugiem przy zamkniętym oknie. I tu się przeliczyłem.

Mój współlokator okazał się być świętym graalem stereotypów. Nigdy w życiu nie widziałem człowieka o tak niezdrowym stylu życia. Gość przyjechał z plecakiem wypełnionym dragami bo nie umiał normalnie funkcjonować. Pigułka na sen jak mu się znudzi oglądanie Simpsonów. Rano pigułka kofeinowa bo po naszprycowywaniu się środkami nasennymi nie byłby w stanie ruszyć się z łóżka. Ale mniejsza z tym, jego zdrowie i to że potrafił wypić 3 dwulitrowe butelki coli jednej nocy to nie moja sprawa.

Niestety oprócz bycia człowiekiem o chujowym trybie życia okazał się też najbardziej chujowym współlokatorem jakiego miałem ja czy ktokolwiek z moich znajomych. Nie będę się rozwodził nad tym, że chyba przywykł do opiekuńczej ręki matki bo na samą sugestię o potrzebie użycia odkurzacza aż się kurczył w sobie. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że nie jestem jego sprzątaczem a jako że pokoju nie posprzątał przez kilka miesięcy ani razu, odkurzałem i zmywałem podłogę tylko w połowie pokoju bliżej mojego łóżka i biurka. Pod koniec semestru wokół jego chlewu był już taki syf że karaluchy zdychały. I nie, to nie jest przenośnia.

Część Chin w której mieszkam niestety ma dość wysokie temperatury a wiosną i latem dochodzi zabójcza wilgotność. W takich warunkach robactwo mnoży się jak szalone i jedynym sposobem na jego pozbycie się jest dezynsekcja całego kampusu oraz utrzymywanie wysokiego poziomu higieny przez wszystkich jego mieszkańców (oczywiście niemożliwe zwłaszcza że 80% studentów z zagranicy przyjeżdża z Kazachstanu i Afryki gdzie najwyraźniej mają inną definicję czystości) Jedyną opcją było przyzwyczaić się do tego, że raz na jakiś czas w pokoju pojawiają się szkodniki, które trzeba będzie zabić zanim się rozprzestrzenią. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że od połowy semestru nie trzeba się już tym było martwić bo olbrzymie karaluchy, podobno przystosowane do tego żeby przeżyć atomową zagładę świata zdychały po spacerze wokół jego śmieci a szczególnie pod łóżkiem. Jednego dnia parka robali wyciągnęła kopyta na jego kołdrze. I leżały tam przez kolejne trzy dni dopóki się nie zlitowałem i sam ich nie sprzątnąłem (jak teraz o tym myślę to bardziej nad sobą się chyba litowałem bo rzygać się aż chciało)

Skoro już jesteśmy przy pościeli - współlokator Amerykanin przez cały rok nie uprał swoich poszewek ani nie wymienił ich ani razu. Zapach i estetyka była oczywiście niezapomniana : ).

Kolejnym problemem było jego dziwna definicja prywatności. To że byłem w pokoju kompletnie nie przeszkadzało mu się masturbować pod kołdrą, co bardzo dokładnie było słychać. Za pierwszym razem pomyślałem że chyba mam majaki. Niestety szybko okazało się że wcale nie a upominany przestawał się ruszać i udawał że śpi po czym wracał do zajęcia po minucie : ) Dodam, że nigdy w życiu nie widziałem w okolicy jego łóżka nawet chusteczek. Nie wiem czy bardziej obleśne było to, że to robi w trakcie mojej obecności w pokoju czy to, że nigdy nie prał tej pościeli.

I żeby nie było - może nie jestem specjalnie wielkim imprezowiczem ale jednak często nie było mnie w pokoju. Czasem wychodziłem spotkać się ze znajomymi, czasem z dziewczyną a czasem zwyczajnie się przejść więc prywatności akurat miał bardzo dużo. Z drugiej strony on nie opuszczał pomieszczenia niemal nigdy, co potrafi po roku doprowadzić człowieka do szału. Wychodził tylko na zajęcia a resztę czasu spędzał w łóżku oglądając przez cały dzień Simpsonów albo pornosy.
Nawet żarcie zawsze zamawiał z dostawą do pokoju, bo wyjście do kantyny studenckiej oddalonej o 50 metrów okazywało się zbyt daleką wyprawą. Jedzenie wyłącznie w pokoju oczywiście jeszcze bardziej potęgowało syf i smród ale jeść nikomu przecież zabronić nie mogłem.

Wisienką na torcie był śmiech. Pewnie to ja wychodzę na chujowego współlokatora, przeszkadza mi że ktoś je i się śmieje, ale on był niemożliwy do zniesienia. Bardzo bawili go Simpsonowie, których oglądał przez cały dzień. Śmiał się z częstotliwością 10 razy na minutę a był to śmiech brzmiący jakby miał ciężką chorobę psychiczną. Po roku to ja byłem oczywiście bliski wylądowania w psychiatryku.

Najlepsze jest to, że znosząc to wszystko i starając się być tolerancyjnym to ja dostałem od niego ochrzan, o to że raz na tydzień lub dwa odwiedza mnie dziewczyna i zostaje na noc, żeby nie wracać po zmroku do mieszkania oddalonego o 2 godziny jazdy komunikacją miejską (Przeludnienie chińskich metropolii pozdrawia)

Kiedy w końcu wynająłem sobie mieszkanie i wyprowadzałem się z akademika zgarnąłem kolejny ochrzan. Tym razem za to, że zabieram ze sobą rzeczy które SAM kupiłem na początku semestru (czajnik, grzejnik i patelnię), Jedyną jego zaletą było to, że nigdy ich nie używał, chociaż tym bardziej nie niezrozumiałe były dla mnie jego pretensje że zabieram ze sobą swoje rzeczy.
Morał: uważajcie na chujowych Amerykanów w Chinach

Komentarze

  1. Parę rzeczy nie trzyma się kupy. Smród i robale nie zatrzymują się w połowie pokoju, więc nikt normalny tego nie wytrzyma. I to przez rok??? Żadna normalna dziewczyna nie zostanie na noc w pokoju, gdzie mieszka inny współlokator, w dodatku taki śmierdziel i brudas. Tym bardziej nie gra. Jak dla mnie, to wszystko - fikcja literacka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

10 najbardziej wkurzających zachowań współlokatorów.

Po całej tej masie wiadomości o Waszych współlokatorach jakie do nas nadesłaliście, wytypowaliśmy najbardziej wkurzające zachowania, Waszych współlokatorów. 1. Podłoga się klei, a pleśń w talerzach rośnie. Trzeba przyznać, że współlokator to nie perfekcyjna pani domu, ale jednak posprzątać po sobie by mógł. Ile razy już wymigał się ze swojej kolejki sprzątania? 5 upomnień żeby pozmywał to nadal mało? Karteczki nie skutkują, a my niestety nie znaleźliśmy na to jeszcze rozwiązania. 2. Łazienka to nie pokój, zwolnij ją czasem. Rano jest najgorzej, kiedy musisz godzinę czekać na łazienkę. Nawet upominanie się o jej zwolnienie nie zawsze działa. Próbowałeś wstawać pół godziny wcześniej? No tak, wtedy też już jest zajęta. Pozostaje Ci tylko czekać. 3. Ktoś zjadł moją owsiankę, czyli kradzież jedzenia. Kupiłeś sobie jogurt i czekasz na odpowiedni moment żeby go zjeść? Już za późno, Twój współlokator wziął go pierwszy. Na pytanie "Dlaczego?" odpowie Ci, że odkupi, a

Czas pandemii ze współlokatorami

Ze względu na pandemie musiałam wrócić do Krakowa i wynająć na szybko jakieś mieszkanie. Wiadomo rząd mówi, że koniec z koronawirusem to wszystkie firmy hulaj dusza koniec pracy zdalnej. Tak też było u mnie. Nowe mieszkanie  Wynajęłam super mieszkanko. Czyste, świetna okolica, ogromny pokój, dwie łazienki. W momencie gdy przywoziłam swoje rzeczy od tygodnia mieszkało tam dwóch facetów. Różnica między tym jak oglądałam mieszkanie a co tam finalnie zastałam była ogromna i tutaj już zaświeciła się lampka. W mieszkaniu syf, na podłodze z 2cm brudu, kurzu i nie wiadomo czego jeszcze. W łazience stoi zakiśnięte pranie. Na meblach kurz zmieszany z czymś co się zaczynało kleić. Stwierdziłam niech stracę, posprzątam, bo aż się chce rzygać. Wysprzątałam mieszkanie na błysk. W końcu pachniało i przede wszystkim było czysto. Zakupiłam oczywiście wszystkie środki do czyszczenia. Ku mojemu zdziwieniu do domu wszedł obecny lokator. Cześć cześć klasyczna gadka. W tym czasie ta osoba poinformowała mnie

Właścicielka mieszkania - Grażyna

Czytając sobie niektóre posty uznałam, że również chciałabym podzielić się moją historią. Miała ona miejsce rok temu, kiedy zaczynałam studia.  Zawsze wynajmowałam mieszkanie, bądź pokój z moim chłopakiem, jednak ówczesna sytuacja zmusiła mnie do szukania sobie pojedynczego pokoju i wiadomo jak to jest we wrześniu, takie w przyzwoitych cenach schodzą jak ciepłe bułeczki, także mając na uwadze ograniczony czas moich poszukiwań, dałam się złapać na piekło, które trwało jakieś pół roku, sama nie wiem jakim cudem wytrzymałam w tym miejscu TAKI KAWAŁ CZASU.  A więc jak już można się domyślić, nie traciłam czasu i wynajęłam pokój w pierwszym lepszym mieszkaniu, z właścicielką. Samotną cukrzyczką, bliżej 60-ki, ale jaką miłą! Już w dzień podpisania umowy poczęstowała mnie pierogami.  Piekiełko zaczęło się jednak dzień po wprowadzeniu się tam. Grażyna (tak ja nazwijmy). W noc kiedy miałam integrację z nowymi znajomymi, wróciłam o godzinie 1:30, nie pamiętam zresztą dokładnie. Cichut