Przejdź do głównej zawartości

Kwarantanna

Dzisiaj jest mój 6 dzień kwarantanny. Mój narzeczony ma mieszkanie, które było wynajmowane studentom. Jako, że w domu mam babcię po onkologii oboje stwierdziliśmy, że wprowadzę się na czas kwarantanny do tegoż mieszkania, a jedynego studenta który tam został poprosimy o wyprowadzkę na 2 tygodnie (oczywiście nie płacił wtedy całego czynszu ;)). Zakomunikował nam, że posprzątał, wyjeżdża właśnie.

Przyjeżdżam do mieszkania o 3 w nocy, otwieram drzwi i... Uderza mnie odór potu, brudu, bezdomnych (a pracowałam w schronisku dla bezdomnych, wiem jak oni "pachną"), gówna i czegoś jeszcze, czego nie udało mi się zidentyfikować. Jedyne co byłam w stanie zrobić po kilkudziesięciu godzinach podróży to otworzyć okna i iść spać.

Po przebudzeniu moim oczom ukazał się istny Sajgon. Burdel. Syf. Syf kila i mogiła. Zaczynając od kuchni - podłoga aż się kleiła, szafki pełne były zapleśniałych, pootwieranych słoików. W lodówce pełno napuchniętych produktów, zaraz obok tych spleśniałych. Otwierając lodówkę powalił mnie na kolana odór starego, zepsutego mięsa. Oczy zaszły mi łzami, ale ok, patrzę dalej. Kuchenka zalana jakimś ciastem, płytki ochlapane tłuszczem. Idę do łazienki - i kolejny odruch wymiotny. Smród niespłukanej toalety, wanna tak brudna, że aż żółto - szara, jakby tłusta (?), toaleta podobnie.
Umywalka usyfiona starym zarostem, pochlapana. Krany ledwie działające od kamienia.

Myślę sobie - posprzątam, i tak nie mam nic do roboty przez 2 tygodnie. Szukam jakiegokolwiek środka czystości. Nic. Żadnego cifa, żadnego domestosa, nawet płynu do naczyń. Jako, że jestem na kwarantannie to nie mogę sobie wyjść po chemię. Czekałam więc aż ktoś z rodziny się nade mną zlituje i złożyłam zamówienie na środki czystości. No ale nie mogąc znieść tego smrodu zaczęłam szukać czegokolwiek do sprzątania. I znalazłam. PROSZEK DO PRANIA! Proszek do prania w reklamówce po chlebie.

Zaczęłam więc sprzątać. A właściwie chciałam zacząć, bo nie było nawet wiaderka, miski, nie było gąbki. Użyłam więc swojej gąbki kąpielowej (teraz nie mam gąbki 🤷‍♀️), garnka i proszku. Sprzątanie (i to wcale nie gruntowne) zajęło mi 6,5 h. 6,5 h sprzątania mieszkania ok 40 m2.

Sprzątam, sprzątam, zbieram słoiki, zdarzyło mi się zwymiotować nawet. Uprałam śmierdzące firanki, umyłam na kolanach podłogi. Ale nadal - coś mi śmierdziało. Zaczęłam szukać źródła tego smrodu, pootwierałam wszystkie szafki, szafy - i jej! Eureka!

Chłop zamknął śmieci w szafie.

W szafie.

Na klucz.

ZAMKNĄŁ WOREK PEŁEN ŚMIECI NA KLUCZ W SZAFIE.

Nadesłane na https://www.facebook.com/ch.wspollokatorzy/

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

10 najbardziej wkurzających zachowań współlokatorów.

Po całej tej masie wiadomości o Waszych współlokatorach jakie do nas nadesłaliście, wytypowaliśmy najbardziej wkurzające zachowania, Waszych współlokatorów. 1. Podłoga się klei, a pleśń w talerzach rośnie. Trzeba przyznać, że współlokator to nie perfekcyjna pani domu, ale jednak posprzątać po sobie by mógł. Ile razy już wymigał się ze swojej kolejki sprzątania? 5 upomnień żeby pozmywał to nadal mało? Karteczki nie skutkują, a my niestety nie znaleźliśmy na to jeszcze rozwiązania. 2. Łazienka to nie pokój, zwolnij ją czasem. Rano jest najgorzej, kiedy musisz godzinę czekać na łazienkę. Nawet upominanie się o jej zwolnienie nie zawsze działa. Próbowałeś wstawać pół godziny wcześniej? No tak, wtedy też już jest zajęta. Pozostaje Ci tylko czekać. 3. Ktoś zjadł moją owsiankę, czyli kradzież jedzenia. Kupiłeś sobie jogurt i czekasz na odpowiedni moment żeby go zjeść? Już za późno, Twój współlokator wziął go pierwszy. Na pytanie "Dlaczego?" odpowie Ci, że odkupi, a

Czas pandemii ze współlokatorami

Ze względu na pandemie musiałam wrócić do Krakowa i wynająć na szybko jakieś mieszkanie. Wiadomo rząd mówi, że koniec z koronawirusem to wszystkie firmy hulaj dusza koniec pracy zdalnej. Tak też było u mnie. Nowe mieszkanie  Wynajęłam super mieszkanko. Czyste, świetna okolica, ogromny pokój, dwie łazienki. W momencie gdy przywoziłam swoje rzeczy od tygodnia mieszkało tam dwóch facetów. Różnica między tym jak oglądałam mieszkanie a co tam finalnie zastałam była ogromna i tutaj już zaświeciła się lampka. W mieszkaniu syf, na podłodze z 2cm brudu, kurzu i nie wiadomo czego jeszcze. W łazience stoi zakiśnięte pranie. Na meblach kurz zmieszany z czymś co się zaczynało kleić. Stwierdziłam niech stracę, posprzątam, bo aż się chce rzygać. Wysprzątałam mieszkanie na błysk. W końcu pachniało i przede wszystkim było czysto. Zakupiłam oczywiście wszystkie środki do czyszczenia. Ku mojemu zdziwieniu do domu wszedł obecny lokator. Cześć cześć klasyczna gadka. W tym czasie ta osoba poinformowała mnie

Właścicielka mieszkania - Grażyna

Czytając sobie niektóre posty uznałam, że również chciałabym podzielić się moją historią. Miała ona miejsce rok temu, kiedy zaczynałam studia.  Zawsze wynajmowałam mieszkanie, bądź pokój z moim chłopakiem, jednak ówczesna sytuacja zmusiła mnie do szukania sobie pojedynczego pokoju i wiadomo jak to jest we wrześniu, takie w przyzwoitych cenach schodzą jak ciepłe bułeczki, także mając na uwadze ograniczony czas moich poszukiwań, dałam się złapać na piekło, które trwało jakieś pół roku, sama nie wiem jakim cudem wytrzymałam w tym miejscu TAKI KAWAŁ CZASU.  A więc jak już można się domyślić, nie traciłam czasu i wynajęłam pokój w pierwszym lepszym mieszkaniu, z właścicielką. Samotną cukrzyczką, bliżej 60-ki, ale jaką miłą! Już w dzień podpisania umowy poczęstowała mnie pierogami.  Piekiełko zaczęło się jednak dzień po wprowadzeniu się tam. Grażyna (tak ja nazwijmy). W noc kiedy miałam integrację z nowymi znajomymi, wróciłam o godzinie 1:30, nie pamiętam zresztą dokładnie. Cichut